Nie będzie tu pewnie żadną nowością, że zaczynając cokolwiek pisać o historii naszego ZIMOWITU wrócę do momentu kiedy o nim opowiadał człowiek mu kompletnie oddany i moim zdaniem najlepiej w swoim okresie rozumiejący ideę jaka mu przyświecała – Panu Marianowi Marcinowskiemu. Jemu też dedykuję pierwszą część, jemu ją zawdzięczam i myślę, że podzielają to moi przyjaciele, wspaniali ludzie ZIMOWITU Zalesie – Rzeszów. W swoich książkach do których lektury serdecznie zapraszam opowiedział wiele, dał przykład, że warto czasem się oglądnąć za siebie, że warto zatrzymać na chwilę czas. Opowiadał o Zalesiu w okresie przed wojennym, o Zalesiu w okresie okupacji, o Zalesiu w okresie komunizmu, ale zawsze opowiadał o Zalesiu ciepło, w superlatywach, z nadzieją, z sercem. Jak każdy z nas piłkarzy, trenerów, działaczy, sympatyków ZIMOWITU nie ustrzegł się błędów ale szacunek i spuściznę po sobie pozostawił wielką. Komplet książek: „To wszystko działo się na Zalesiu – Moje rodzinne Zalesie”, „To wszystko działo się na Zalesiu – Nie rozstałem się nigdy z Zalesiem”, „To wszystko działo się na Zalesiu – Roman Gumiński przekazuje z Londynu wspomnienia o Zalesiu” w sumie sześćset stron opowiadań, z których wiele dotyczy naszego klubu jest dla nas sporym wyzwaniem. Chylę czoła i postaram się przytoczyć kilka faktów wspomnianych m. in. przez Pana Mariana oraz odtworzyć jak się tylko da najbardziej trwale nowe – stare momenty z naszego ZIMOWITOWSKIEGO życia. Najbardziej popularnym stwierdzeniem jest – ZIMOWIT narodził się od uprawiania siatkówki. Czy to prawda?
W 1931 roku (a może nawet wcześniej) kilku chłopaków z okolic naszego PLEBAN PARK zaczęło się spotykać, organizować, po czym najnormalniej popisywać się przed dziewczynami. Jak najlepiej było popisać się przed dziewczyną? Oczywiście stosując metodę na tzw. współzawodnictwo. Wybór padł na „odpijanie piłki przez umowną linię zawieszoną na wysokości dwóch metrów” – przypadek, warunki lub może predyspozycja grających dała spore efekty – bo sport ten wciągnął sporo młodszych i starszych mieszkańców. Grali kiedy mieli trochę wolnego czasu, a przy niedzieli problemem było „załapanie” się do składu i możliwość gry . Pionierami i zarazem wyróżniającymi się zawodnikami a co za tym idzie najlepszymi „partiami we wsi” byli: Bolesław Kunysz, Teofil Kunysz, Stefan Sęp, Władysław Wąsacz, Stanisław Wcisło, Teodory Michałek, Franciszek Krzysztoń, Teofil Grygorowicz, Józef Rejus, Jan Dębicki. Paradoksem, lub może normalnością tych czasów w przeciwieństwie do naszych było to, że zabawę w piłkę siatkową można było uprawiać na terenie szkoły. Dzięki „pozwoleństwu” (uwaga – bez specjalnych formalności) jednej osoby kierownika „Białej Szkoły” na Zalesiu Pana Józefa Ziemlińskiego można było spokojnie zaglądnąć, pooglądać, zagrać, zmierzyć się i w końcu co się później okazało pasją, potrenować piłkę siatkową na specjalnie przygotowanym przez samych zawodników boisku.
W latach trzydziestych sąsiadami administracyjnymi (w sensie odrębnych wsi, działów) była Słocina, Wilkowyja, Staromieście, ale też Biała, Błażowa czy naprawdę odległy Dynów. W naszym regionie siatkówka została zauważona dopiero w 1932 roku. Wtedy pierwsze wzmianki można było usłyszeć o słynnej później Resovii. Rzeszów i stojący w jego cieniu Zimowit Zalesie znajdowały się w obrębie województwa Lwowskiego. Zalesie przez kolejne lata z powodzeniem utrzymywało się w doborowym towarzystwie. Rozgrywane były turnieje, których gospodarzami byli na przemian mieszkańcy i zawodnicy sąsiadujących miejscowości i wiosek. Zimowit w składzie: Kunysz, Sęp, Wcisło, Wąsacz, Krzysztoń, Grygorowicz, Rejus, grali z powodzeniem na turniejach w Błażowej, Łańcucie, Słocinie, zdobywając kolejno trzy razy drugie miejsce. Nie jednokrotnie zawodnicy z Zalesia wracali jednak z tarczą, śpiewając głośno, będąc dumnymi, wszak walka miała dwa aspekty – zwycięstwo i dobra zabawa.
Chcesz dowiedzieć się więcej o historii Zalesia i sportu na Zalesiu zapraszamy do lektury książek Mariana Marcinkowskiego z serii „To wszystko działo się w Zalesiu”